Forum Allahu al-ahad - Bóg jest jeden
Alhambra Hafiz - [ALH] - Strażnicy Czerwonej Wieży - forum
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Al-Khornaq vs Zakon Świtu, czyli opowieść o Pajacu

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Allahu al-ahad - Bóg jest jeden Strona Główna -> Zwoje i księgi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 20:17, 16 Sie 2009    Temat postu: Al-Khornaq vs Zakon Świtu, czyli opowieść o Pajacu

Bezwietrzne popołudnie dłużyło się znacznie tego dnia. Abdul la Ilsof przechadzał się pośród traw i krzewów jego ogrodu. Był sam i rozmyślał. Nie zauważył nawet kiedy przybył posłaniec na koniu z wiadomością na której widniała zakonna pieczęć. Jednym ruchem rozdarł ją i szybko ruszając gałkami ocznymi wpatrywał się w pergamin. Kiedy skończył jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia, a następnie wybuchnął głębokim śmiechem, który było słychać w całym domu zakonnym. Inni przebywający aktualnie w nim zaczęli wyglądać zza balustrad wypatrując skąd się ten ów dźwięk dał słyszeć. Abdul spojrzał na budynek w poszukiwaniu Avlarda. Kiedy go zauważył krzyknął doń:
- Avlardzie nie uwierzysz ! Hahahaa – mówiąc to śmiał się dalej i niechybnie przewróciłby się gdyby nie złapał posłańca za ramię – Posłuchaj tego : Avlardzie, ze względu na to, że każdy mój zakon upadał bo Tobie coś się nie podobało, a jak nie Tobie, to Twoim ludziom, to od dzisiejszego dnia zostałeś naznaczony przeze mnie na ciągłe ataki ze strony mojej i całego Zakonu Świtu.
- Wojtkomac – mruknął pod nosem Sułtan – znowu ten imbecyl. Czego on znowu chce, myśli, że może mi bezkarnie grozić ? Przecież to aż śmieszne – powiedział do Ramazitha i wpatrując się na wchodzącego do komnaty Abdula nalał każdemu po kielichu – Marszałku, wyznacz paru ludzi, ażeby wyrządzili jakieś szkody ich zakonowi…nie wiem…tortury członków zakonu, spalcie im posiadłości, opcjonalnie zabijcie kogoś z nich. A co do Wojtkomaca…to jeszcze pomyślimy.

Abdul wszedł do swojej przytulnej „celi” – tak zwykł mawiać na swoją komnatę, w której załatwiał interesy, i powiedział do służącej:
- Wezwij natychmiast Ramazitha i Hanibala ! – patrząc jak służąca wychodzi, zamyślił się i popadł w głęboki sen.

- Ty go obudź - Rzekł Ramazith starszy a zarazem bardziej doświadczony saraceński wojownik.
- Czemu ja ? Ja jestem za młody, żeby umierać – powiedział sarkastycznie Hanibal, po czym zbliżył swą dłoń do ramienia Wezyra. Nim zdołał go dotknąć Abdul zdążył go złapać i wykręcić mu rękę.
- Refleks ! – powiedział, po czym się zaśmiał – pamiętaj, zawsze czuwaj, wróg jest na każdym kroku. Wezwałem was tutaj w sprawie banalnej lub nie, sami to ocenicie. Chodzi oczywiście o sprzątnięcie paru chłopców Wojtkomaca. Przy okazji możecie zrabować jakieś dobra na chwałę i zadośćuczynienie naszemu zakonowi. Ten półmózg podpisał swój wyrok wypowiadając wojnę Avlardowi a tym samym i nam. Wiecie co macie robić ?
- Jasna sprawa szefie – odrzekli – Salam.

Uczta dzisiejszego wieczora była niebagatelna. Sułtan przywiódł kilkaset pięknych i powabnych tancerek z odległych rubieży. Na stołach były poustawiane półmiski pełne strawy z każdego zakątka świata. Przy nich zasiadały niesamowite osobistości. Główne sedilia zajmowali Avlard jako głowa Al-Khornaq i Abdul la Ilsof jego prawa ręka a zarazem wielki Wezyr zakonu. Nieco dalej siedzieli członkowie zakonu saraceńskiego. W dalszej części zobaczyć można było przywódców zakonów sojuszniczych oraz ich sprzymierzeńcy. Uriel z Dewią władcy Czarnego Przymierza, Veto Ri i Aleron z Silmarillion Squires, Death z Kruczego Szańca i wreszcie Rybak i Liakon z Club of Fighters. Wyczekiwano na resztę gości wśród, których mieli się znaleźć także przedstawiciele chrześcijańskich zakonów między innymi Nazarian Netherenis z Ponurego Legionu, czy Easterling z AoMA. Gdy wszyscy przybyli Avlard zabrał głos:
- Witajcie, zebraliśmy się tu dzisiaj, ażeby się bawić i hulać przed jutrzejszą bitwą, po której mam nadzieję wszyscy będą w pełni sił, bo staną po naszej stronie.
- Jaką bitwą ? – zapytał Uriel.
- No właśnie, z jutrzejszą bitwą czy może lepiej powiedzieć „placem zabaw” z Zakonem Świtu. Co tu dużo mówić, nie puszczam gróźb płazem. On mi groził, to on dostanie to na co zasłużył. Co, zapytacie. A ja wam powiadam: Śmierć ! Krew będzie spływała po murach jego twierdzy zakonnej. Jeśli chcecie żyć i obłowić się w złoto z tamtejszego skarbca stańcie po naszej stronie. Albowiem powiadam wam, ale wy to samo pewnie myślicie…Mam dość tego imbecyla !!! A teraz napijmy się, niech gorzała wypełni nasze głowy a kobiety swym tańcem umilą nam ten wieczór…


Abdul la Ilsof wraz z Avlardem siedzieli w namiocie bitewnym kiedy do niego wpadł Wacko. W pełni uzbrojony i przygotowany do bitwy rzekł:
- Sułtanie, Marszałku, najemnicy przybyli.
Obaj pospiesznie wyszli na zewnątrz ażeby przywitać tych dzielnych wojowników, którzy tylko za niebagatelną kwotę trzech tysięcy sztuk złota przybyli by brać udział w tej maskaradzie. Diablopolak, Baszawes i Robin Hood – wielka trójca, jak zwykł mawiać Avlard – w pełnym rynsztunku, czyli na koniu, z tarczą na plecach, zbroi na korpusie i mieczem u boku. Po krótkim przywitaniu, wymianie kilku zdań i pojedynczych uwag mistrz i marszałek wrócili do namiotu. Zasiedli, wyciągnęli pieniądze i z nudów zaczęli grać w kubki. Avlard spod sterty swoich rzeczy wyciągnął flaszkę gorzały i poczęstował nią Abdula, który jednak miał twardą głowę i nie dał się upić. Wtem do pomieszczenia znowu ktoś wbiegł. Tym razem był to Łobuz a w rękach trzymał zwitek pergaminu. Podał go Wezyrowi i natychmiast bez słowa się oddalił. Abdul spojrzał pytająco na Sułtana i widząc potwierdzenie, rozdarł pieczęć poselską i zaczął na głos czytać:
- Avlardzie, w związku z zaistniałą sytuacją proszę was. Nie atakujcie mnie ! Nie atakujcie mnie ani moich ludzi. Byłem zdenerwowany to przez to. Ja naprawdę nie chciałem by sprawy zaszły tak daleko. Wiem, jestem głupi, ale zmieńmy to póki Twoi zakonnicy nie sprzątnęli Zakonu Świtu. Wróćmy do tego, jak było kiedyś. Proszę was !!!
Wojtkomac
- Nie, nie, nie ! Znowu ten imbecyl ! Mam go dość ! No popatrz na to, toż to pajac ! Najpierw mi grozi, zresztą nie tylko mi, ale całemu zakonowi, potem stara się mnie zabić by w końcu przysłać nam wiadomość, że jest mu przykro i boi się naszych ludzi…ehhhhh…no jak dla mnie to już jest lekka przesada.
- No i co z tym zrobimy ? – zapytał z zaciekawieniem Abdul la Ilsof.
- Ramazith ! – krzyknął Sułtan – i po chwili w namiocie pojawił się ten oto wojak – mam dla Ciebie małe zadanie przed bitwą. Ale najpierw usiądź sobie, chcesz trochę gorzałki ? Jest pyszna, mocno daje po gardle – powiedział i spojrzał na Abdula, który to potwierdził kategorycznym skinieniem głowy – No więc drogi przyjacielu, chodzi mi o zrobienie jakiegoś zamętu w obozie wroga.
- Co takiego mam zrobić – zapytał wojownik.
- Nie wiem, liczę na twoje pomysły. Chłopcze, wykaż się inwencją – powiedział, po czym się zaśmiał – po tym jak ostatnio napadłeś na posiadłość samego Wojtkomaca i wyciągnąłeś z niej wielką skrzynię ze złotem, to mnie już nic nie zdziwi.
- Zrobię co w mojej mocy – powiedział Ramazith, upił resztę trunku i wyszedł.
- No to teraz czekajmy na rozwój wydarzeń…

Uriel w towarzystwie Dewii przebywali w kuźni tymczasowej gdzie ostrzyli swe miecze, gdy z obozu dało się słyszeć krzyk. To Durin Ironhide ze swoją dzidą zaczął napastować Easterlinga. Kiedy ten był obrócony od niego plecami krasnolud wyciągnął swą broń i udając atak napadł na chrześcijanina. To właśnie wtedy East wydał krzyk przerażenia i skulił się myśląc, że może go nie trafi. Durin jednak odrzucił broń na bok i śmiał się do upadłego. Gdzie indziej Doncorlleone prowadził długą monotonną rozmowę z Pawelkiem o zwyczajach bitewnych, które mają miejsce na Sycylii. Ogólnie rzecz biorąc w obozie Sułtana Avlarda panował chaos i rozpusta. Kerwanoka dało się widzieć w towarzystwie trzech panienek, którymi robił według Kliszmanusa – grzeszne rzeczy. Tylko jeden wojownik w osamotnieniu stąpał po obrzeżach obozu i wpatrywał się we wroga.
- Ile ich tam jest ? – w myślach zadawał sobie to pytanie – Czemu mam dziwne wrażenie, że zanim dobiegnę i znajdę sobie jakiegoś godnego wojownika, to już wszyscy będą leżeli na ziemii – pomyślał i posmutniał.
Odwrócił wzrok w stronę własnego obozu: Przecież to będzie rzeź. Znowu się obrócił i jego sokoli wzrok przykuły uwagę płomienie w obozie wroga…

- Ogień, ogień !!! – krzyczał jak opętany Death.
- No i czego się drzesz, nie widzisz, że tu wszyscy pracują i przygotowują się do bitwy – powiedział Kerwanok i zaśmiał się, po czym dał gorącego całusa jednej ze swych panienek.
- No ale ogień !
- Co, mam Cię usmażyć ? – zapytał kpiąco Cherez
- Co tu się dzieje ? – z głównego namiotu wyszedł lekko zataczający się Abdul – nie dacie się nawet w spokoju przygotować do bitwy, bo się drzecie jakby was co najmniej ogień trawił – powiedział po czym złapał się jakiegoś nieznanego mu poganina bo byłby upadł.
- Ot właśnie to – powiedział Death – Ogień trawi, ale nie nas, tylko obóz wroga. Wojtkomac w potrzasku. Wszystko się jara ! Chodźcie, zobaczcie…

No i zobaczyli…A Avlard na swym koniu wezwał ich do natychmiastowego ataku. Złapali to co mieli pod ręką, czy swoje, czy nie swoje, wszystko jedno. Durin zamiast swej dzidy wziął półtoraka Dewii, a Uriel dzierżył w swych zabójczych dłoniach nóż kuchenny. Ze stu dwudziestu jeden chłopa niecałe trzydzieści miało na sobie jakikolwiek pancerz. Niektórzy w biegu, inni na koniach. Każdy chciał znaleźć dla siebie choć jednego przeciwnika. Szybkie cięcia, pchnięcia i po bitwie.

Najdziwniejsze było to, że wśród martwych i rannych nie było Wojtkomaca, zresztą…nigdzie go nie było. Dopiero Ramazith odnalazł go siedzącego na ziemi i płaczącego.
- Chodźcie tu wszyscy, zobaczycie pajaca – krzyknął w stronę zakonników.
Każdy kto zobaczył tegoż oto korzącego się na ziemi sułtana wpadał w natychmiastowy atak śmiechu. W pewnym momencie przed szereg wyszedł Abdul la Ilsof z mieczem w ręku.
- Gdzie ty idziesz, co ty robisz ? – zapytał gniewnie Avlard, lecz nie usłyszał odpowiedzi, gdyż ten tylko wzruszył ramionami.
- Wstań Wojtkomac ! Ze względu na twoją dzisiejszą przegraną i to, że obraziłeś AK, musisz ponieść tego konsekwencje.
Jednym sprawnym ruchem ręki dzierżącej broń uderzył w okolicę krocza sułtana. Coś opadło na ziemię, ale tym czymś nie był Wojtkomac, to było coś znacznie mniejszego…
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Allahu al-ahad - Bóg jest jeden Strona Główna -> Zwoje i księgi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin