|
Allahu al-ahad - Bóg jest jeden Alhambra Hafiz - [ALH] - Strażnicy Czerwonej Wieży - forum
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
d3r
Ajatollach
Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 290
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 0:07, 24 Lip 2009 Temat postu: Napady tatarskie i jasyr... |
|
|
Sytuacja ludności cywilnej w czasie wojny. Najeźdźca a mieszkańcy podbijanego kraju.
Działania wojenne toczone w interesującym nas okresie toczyły się zwykle na terenie jednej ze stron biorących udział w konflikcie, nieuchronnie wywierając wpływ na losy i życie zamieszkującej obszar ten ludności cywilnej, niejednokrotnie padającej ofiarą napaści i grabieży ze strony wojska przemieszczającego się przez jej siedziby. Opisy odnośnie tej sprawy pochodzić będą głównie z zamieszczonych źródeł ze zbioru pt.„Ojczyste Spominki” zebranych przez A.Grabowskiego, dotyczących przeważnie południowych krańców Rzeczpospolitej, zamieszczone tam w postaci listów pisanych przez ówczesnych mieszkańców tego obszaru, oraz w zamieszczonych tamże diariuszach działań wojsk polskich podejmowanym przeciwko działającym w granicach Rzeczpospolitej Tatarom. Innym rodzajem źródeł również poruszających kwestię losów ludności cywilnej i towarzyszących tej sprawie okoliczności będą zebrane, przetłumaczone i wydane przez Z. Abrahamowicza w zbiorze pt. „Kara Mustafa pod Wiedniem” źródła muzułmańskie pochodzące z okresu wyprawy Turecko – Tatarskiej z roku 1683. Oczywiście nie są to wszystkie źródła odnoszące się do tejże sprawy, a cytowane przeze mnie w trakcie czytania zamieszczę w odpowiednich przypisach.
Najbardziej niszczycielskie z punktu widzenia mieszkańców były zapewne wyprawy tatarskie, skupione przeważnie na niesieniu strachu, sianiu chaosu i paraliżu napadniętego kraju, jednocześnie będąc nastawionymi na jak największe łupy, zniszczenie i grabież napadniętej krainy. W ciągu interesującego nas okresu były one dość częste i bez względu na obszar napadnięty zawsze miały one jednakowy przebieg w sposobach i metodach prowadzonych działań. Charakterystyczną rzeczą dla wszystkich najazdów tatarskich prócz niszczenia i grabieży okolicy było masowe branie w niewolę miejscowej ludności, która od momentu pojmania poruszała się wraz z ordyńcami stale pozostając pod strażą, stając się „jasyrem” łupem i niewolnikami zmuszanymi do uległości nowym panom. O dużej liczbie pojmanego jasyru donoszą min. posłowie wysłani przez Króla Michała Wiśniowieckiego i miasto Lwów na rozmowy rozejmowe z Turkami i Tatarami w roku 1672, „… Jssyru już na kilkadziesiąt tysięcy rachują, jakoż i po dziśdzień prowadzą a prowadzą tak wiele ludzi, tak małych jako i białogłowskiego rodzaju, na co PP.Komissarze boleją” , widać wobec z powyższego, że wzięto wówczas w niewolę ogromną ilość ludności, jednocześnie zwracając na obecność pośród pojmanymi dzieci i kobiet, wskazując, iż były to grupy najbardziej poszukiwane i brane w niewolę. O dużej grupie wziętych w niewolę dzieci donosi jeden z listów, w którym czytamy „w nocy, wypadł Hanenko z miasta, gdzie napadł na Tatarów śpiących, pod Krasnobrodem w lesie kędy kościółek, i pobił ich kilkaset, a niewolnika odbił na 2500., gdzie tu ludzi ubogich niemało naprzychodziło, także i dzieci wiele przywieźli, po dwoje po troje na koniach, a na polu i w lasach zostawili dziatek ubogich lepiej nad 200, których nie mogli wziąć, bo jaki taki wolał brać konie, woły, niż dzieci. Lecz z miasta posłano drabne wozy po nie, żeby je pozbierano żywe” . Tatarzy najchętniej jak widać brali w niewolę dzieci i kobiety a napotkanych mężczyzn mordowali na miejscu, odnośnie selekcji pojmanych ludzi donoszą nam słowa autorów muzułmańskich opisujących działania wojsk Turecko - Tatarskich z czasu wyprawy wiedeńskiej, „ … wojska tatarskie paląc i rujnując zamki, palanki, wsie i miasta na prawo i lewo, przed sobą i za sobą, porywając i grabiąc wszelkie znalezione tam mienie i zapasy prowiantu, biorąc kobiety i dzieci w jasyr, a ludzi w sile wieku zabijając ” . Podobne opisy zamieścił o dokonywanej selekcji również i inny turecki dziejopis, „Na lewo zaś od drogi docierało ono do okolic odległych o dziesięć do dwunastu godzin, a czasem o osiemnaście i więcej godzin drogi – wszystko paląc, grabiąc i łupiąc dostatki oraz zapasy żywności , zabijając mężczyzn, a dzieci i kobiety zabierając w jasyr. Jasyru w obozie wojsko monarszych było takie mnóstwo, że nawet wśród parobków do koni, poganiaczy mułów, stajennych czy wielbłądników rzadki był człowiek, który nie miał by jeńca” , wskazując jednocześnie na ogromną liczbę wziętych w niewolę ludzi. Widać, więc, iż stosowanie selekcji pomiędzy branym jasyrem było powszechnie stosowane w czasie wypraw tatarskich. Los pojmanych był zwykle dość niepewny, gdyż śmierć mogła nadejść ze strony najeźdźcy, „W grabionych miejscowościach bardzo leciwe kobiety, a także malutkie niemowlęta przy piersi, wyrwane z matczynych objęć, zabijano dla wprawy we władaniu szablą. Gdy zaś rozpaczliwie krzyczały, owi towarzysze znęcali się nad nimi przygadując sobie: - „Daj, niech kopnę!” i „Odejdźcie, niech kopnę i ja!”, a potem je mordowali. (…) Gdy zaś jaka kobieta, matka, której dziecko zostało wyrwane z jej objęć i zabite, padała na jego zwłoki i za nic nie chciała odejść od nich, mordowano także i ją” . Czasami o losie pojmanych ludzi decydowała postawa przyjęta względem nowych panów, zwykle stawienie mu oporu kończyło się tragicznie, zastosowaniem względem opornych zasady odpowiedzialności zbiorowej, „ (…) wielkiemu serdarowi dano znać, że jeden z kozaków przebywających w obozie, ugodził swego pana zadając mu męczeńską śmierć, wydał on rozkaz stracenia wszystkiego jasyru kozackiego, jaki znajdował się w obozie wojska monarszego. (…) więc tejże godziny blisko stu pięćdziesięciu jasyru padło (…) pastwą szabli. Gdy w ciągu paru dni ścięto w całym obozie jeszcze ponad dwadzieścia tysięcy jeńców kozackich, ludzie poczuli się trochę bezpieczniej” . Odnośnie zamieszczonego fragmentu dodam, iż autor pod pojęciem kozaków ma namyśli wziętych w niewolę Austriaków, co wskazywałoby, iż początkowo również brano mężczyzn, jednak z tą grupą wiązało się ryzyko wybuchu buntu, toteż unikano brania w niewolę tejże grupy ludności.
Jeżeli na czas zorganizowano odpowiednie siły zbrojne, zdolne dogonić szybkich i stale przemieszczających się Tatarów, wzięci w jasyr ludzie mogli oczekiwać ze strony własnego wojska pomocy. Sukces jednak zwykle wiązał się z uzyskaniem pewnych i aktualnych wiadomości o lokalizacji obozu wroga tzw. kosza, zdobywanych od języków lub w przypadku zniesienia mniejszych odłączających się od głównych sił czambułów i wzięcia w ich wyniku jeńców, operujące siły stosowały w tym celu metodę polegającą na rozsyłaniu po okolicy podjazdów poszukujących informacji o wrogu. Równie ważne jak posiadanie informacji o lokalizacji wroga, było uzyskanie elementu zaskoczenia głównych sił wroga, gdyż zdarzało się i w obliczu sił wroga Orda mordowała wziętych w niewolę jeńców i salwowała się ucieczką, o takim postępowaniu z jeńcami donosi min. Diaryusz expedycji wojska koronnego przeciwka Tatarom grasującym i zagonom powracającym „Poczęli byli wprawdzie z pierwiastku naszego niewolnika ścinać; ale jak prędko nasi ich dośli, bawić im się takowem nie pozwolili okrucieństwem” , również i w tymże samym diariuszu czytamy i o innym tego typu zdarzeniu, „Jassyr wszystek, którego lepiej niż 30 tysięcy było, zaraz o pierwiastku porzucili, nie ściąwszy ledwie kilku, bo im na takowe okrcucieństwo czasu nie pozwolono” .Innym sposobem walki z powracającymi do swoich siedzib Tatarami i wyzwoleniem wziętej w niewolę ludności, było zaczajenie się na nich na spodziewanej drodze powrotu z wyprawy. O sposobach i metodach prowadzonych działań oraz o ich przebiegu opisuje zamieszczony w „Ojczystych Spominkach”, „Diariusz expedycji wojska koronnego przeciwko Tatarom grassującym i zagonom powracającym” z roku 1672, na którego podstawie przybliżę nieco czytelnikowi przebieg tychże działań, których sposób prowadzenia nierozerwalnie związany był z charakterem przeciwnika i sposobem prowadzonych przez jego siły działań.
Umykająca przed liczniejszym wrogiem armia koronna zbierała się w obozie pod Krasnymstawem, unikając tym samym zniszczenia i pozostawienia ojczyzny bez jakiejkolwiek obrony przed nieprzyjacielem. Jak donosi autor dyaryusza „(…) wiadomość za wiadomością z języków wziętych tatarskich przychodziła, o wielkich ichże zagonach, które po całej prawie rozpuścili Polsce i ruskich krajach” . Wywołane tymi doniesieniami współczucie dla niszczonej ojczyzny i pojmanych w niewolę mieszkańcach spowodowało wydanie rozkazu przez dowodzącego wojskiem Jana Sobieskiego do wymarszu i podjęcia działań przeciwko rozpuszczonym czambułom. Dzięki uzyskiwanym od wrogich języków informacji, jak i po śladach działań Tatarskich w postaci łun pożarów z napadniętych wiosek, kierowano się na spotkanie z nieprzyjacielem. „D.6 Octobris. Idąc nocom, obaczyliśmy ku Krasnemu – brodu świeżo gorejące ognie: na które prosto idąc, spodziewaliśmy się tam koczującego jeszcze napaśdź nieprzyjaciela; i pewnie bylibyśmy dobrze gościli, gdyby nie Hanenko, co natrafiwszy wprzód na nich pół – godziną przed nami, spłoszył ich raczej niżeli gromił” . Widać wobec powyższego, że zaskoczenie nieprzyjaciela zwykle oznaczało zniszczenie większości jak nie całych sił nieprzyjaciela, jednak w owej sytuacji było to niemożliwe. Po zniesieniu resztek sił tatarskich postanowiono dać odpocząć koniom. „W tem dano znać JP. Marszałkowi o pewnym nieprzyjacielskim koszu, między Tomaszowem a Szarą – wolą; dokąd ruszyliśmy się spieszno” , jednak jak okazało się po przybyciu we wskazane miejsce ostrzeżonego nieprzyjaciela już tam nie zastano. Wojsko zobaczyło jednak zniszczenia dokonane przez nieprzyjaciela w postaci gorejących pożarów od Narola aż po Przemyśl, kierując się na Narol napotkano powracający od strony Sanu zagon tatarski idący w kierunku Zwierzyńca i Gorecka. „ten rozgromiliśmy – jak czytamy w diariuszu – i najmniej dwa tysiąca odbiliśmy różnego jassyru” , po tym wojsko zatrzymało się pod Narolem na nocleg. Jak czytamy dalej z pod Narola wyruszono po północy i maszerując przez całą noc i o świcie 7 września, dotarło wojsko do gorejącego Cieszanowa. Skąd skierowano się na Niemirów „gdzie się wszystkie ich schodziły ślaki. Przechodząc ku Oryńcom, dośliśmy ich odwodu, za którym nie pośliśmy, aniśmy się im nie pokazali, żebyśmy kosza ich nie przestrzegli” . Jak widać zdawano sobie sprawę z konieczności zaskoczenia przeciwnika, w tym właśnie celu powzięto następujące działania, „Dowiedziawszy się tedy JP. Marszałek w. kor., że kosz cały pod Niemirowem stoi, komenderował przed wojskiem P. Linkiewicza z kilkąset ludzi, za którymi w też tropy następowało wojsko. Przypadłszy owi ludzie niespodzianie na kosz nieprzyjacielski, tak go zaraz zmięszali, że rzucając wszystko, uciekać trzema ślakami poczęli; których w też tropy przypadłszy wojsko, na trzy i lepiej mile goniło, gęstym trupem ścieląc szlaki. (…) wiele bardzo dusz chrześcijańskich w ciężką byli zabrali niewolę, których wszystkich (pod 20 tysięcy było), tu pod Niemirowem odgromiliśmy” . O świcie 8 września ruszono z pod Niemirowa i przenocowano pod Kochanówką. „D. 9 Oct. Z pod Kochanówki, dostawszy języka o świeżych ślakach tatarskich , ku Bruchnalowi pośliśmy, i pominąwszy Gródek udaliśmy się w prawą, na lewej ręce zostawiwszy Komarno, od którego dwie mile w boku będąc, trafiliśmy na Ordę we wsi koczującą: na których skoczywszy ochotnik, tak dobrze gościł, że kilkudziesiąt ich zaraz trupem położywszy, języka dobrego JP. Marszałkowi przyprowadzono, z którego powziąwszy wiadomość że kosz ich pod samem Komarnem stoi” . Mimo informacji o przeważających siłach przeciwnika postanowiono przeprowadzić atak. Wojsko koronne w czasie przeprowadzenia ataku wykazało się jak donosi relacja „nieustraszonem sercem i wielką ochotą na nieprzyjaciela uderzyli” , przełamując pierwszym impetem szeregi nieprzyjacielskie, zmuszono przeciwnika do ucieczki, którą kontynuowano aż do wieczora, odbito w tej potyczce ok. 40 tysięcy jasyru. Po zakończeniu pościgu i przesłuchaniu wziętych w potyczce jeńców, wojsko odpoczywało w odległości 2 mil od Komarna. Następnego dnia wysłano w różne strony podjazdy, wojsko natomiast ruszyło do miasta celem przeprawy na drugą stronę Dniestru i dalej maszerować na Lwów, noc spędzono pod samym Komarnem. Następnego dnia 11 września z rana rozpoczęto przeprawę, „Ledwie co się kilkanaście chorągwi naszych na tętam przeprawiło stronę, potkali z 500 Ordy z onegdajszego pogromu zbłąkanych: zaraz na nich wsiadłszy, i tę rozgromili kupkę, więźniów kilkadziesiąt wziąwszy, których gdy oddają JP. Marszałkowi, przybiegł chłop z tamtej strony Dniestru, dając znać znowu o inszej Ordzie, z wielkim także powracającej jassyrem, od której on z niewoli wczorajszej uszedł nocy” . Wobec nowych informacji o nieprzyjacielu postanowiono zawrócić przeprawione na drugą stronę siły i rozpoczęto pogoń. Na przeszkodzie jednak stanął pościgowi rozlany na dwie mile Dniestr, wydając się być niemożliwym do przejścia. „aż dopiero chłop z Wołoszczy podjął się wojsko przeprowadzić za słuszną nagrodą” . Noc spędzono nad rzeką, przeprawiając się dnia następnego i po odpoczynku po ciężkiej przeprawie, ruszono w dalszy pościg, na nocleg zatrzymując się milę od Drohobycza. Dnia 13 września pokonano za uciekającymi Tatarami 10 mil, zatrzymując się dopiero wraz z nadejściem nocy. Wtem, gdy rozpoczęto przygotowania do noclegu, jeden z wyznaczonych na podjazd towarzyszy doniósł o niedaleko znajdującym się nieprzyjacielu, po upewnieniu się o prawdziwości informacji, poczekano z atakiem na dzień następny. „D. 14 Oct. Sporządziwszy tedy wojsko JP. Marszałek, dwie godzinie na dzień na oko obaczyliśmy nieprzyjaciela, który ciężkim obciążonym będąc jassyrem, począł więźniów wszystkich na przód uwodzić, a Sułtany obydwaj t.j Nuradyn i Hadzi – Gerej zostawszy się na odwodzie chcieli naszym dać odpór. – Obaczywszy to JP. Marszałek, naprzód ochotnikowi na Tatary uderzyć kazał: za nimi następowały półki. (…) Tatarowie (…) małoco spróbowawszy się z naszymi, gdzie komu strach torował drogę, uciekać poczeli” . W wyniku tej akcji jak donosi cytowany diariusz, wyzwolono więcej niż 30 tysięcy jeńców. Jak widać w przytoczonym sposobie prowadzenia działań przeciwko operującej na ziemiach polskich Ordzie, sukces polegał na szybkości i zaskoczeniu wroga który zwykle uciekał nawet przed mniej licznym przeciwnikiem, któremu jednak skrzydeł dodawał gniew z powodu dokonanych zniszczeń i cierpień ludności wziętej w niewolę. Jak donosi nam w dalszej części relacja, działania takie często prowadzono aż do wyczerpania koni z sił „Stanął pod tymiż lasami bednarowskiemi lasami JP. Marszałek dla odpoczynku wojska, które tak długą pogonią za tak lotnym nieprzyjacielem tak wynużniało, że ledwie połowa koni naszych przy nas się została, i ta bardzo nędzna tak, że siła Towarzystwa piechotą za wojskiem nadciągać musi” . Podobne informacje o prowadzeniu pościgu za uciekającym nieprzyjacielem znajdujemy w opisie działań toczonych w roku 1671, na Ukrainie „(…) kazał Jmć wszystkiemu wojsku w przedmieście, gdzie koczowisko tatarskie było, wielkim impetem skoczyć, (…) a już Tatarowie o wojsku P. Skrzetuskiego sprawieni, (…) pouciekali. (…) Interim kazał Jmć co tchu gonić za nimi. (…) To sprawiwszy, bieżeliśmy za wojskiem co koń mógł wyskoczyć, Jmć prezencyą swą do tego dotuszył i ustających zachęcał. Wie to każdy jaka to ciężka sprawa Tatarów gonić. Padały konie tak Tatarom jako i naszym, zaraz zdychając (…)” .
Często jednak udawało się uniknąć zagonom tatarskim spotkania sił polskich i bezpiecznie wyjść z granic Rzeczpospolitej, wraz z pojmanymi jeńcami i zgrabionymi łupami. Wraz z opuszczeniem granic przez umykających Tatarów, los porwanych stawał się niezwykle ciężki, traktowani byli jak niewolnicy, zmuszani nieraz do wykonywania ciężkich prac, nieraz jako towar zostając sprzedanym na targach niewolników w państwie Tureckim. Czasem ratunkiem dla nich mogły być wyprawy odwetowe organizowane przez własnych rodaków lub w wyniku działań organizowanych przez inne ofiary działań zagonów Ordy, jak Rosja czy Kozacy zamieszkujący na lewym brzegu Dniepru, we włączonej w granice Rosyjskie Ukrainie podejmujących nieraz działania na własną rękę „ (…) gdyż mieszczanie tarnopolscy, którzy byli tak rok temu zabrani od Tatarów, wyśli i do domów swych wrócili z samego Krymu. (…) I taką czynią relacyą: że temu jest dwa miesiące, jak Sirko wpadł w Krym i otrzymał zwycięstwo nad Tatarami, których nad kilkanaście tysięcy zabił, i Krym funditus zrujnował, na mil 15 w szerz i wzdłuż popalił i pustoszył, i niewolnika naszego kilka tysięcy odbił.(…) Niewolnika tatarskiego siła nabrano i przyprowadzono do Kijowa” . Zwykle odpłacając napadniętym okrucieństwem, jakiego doznali wyniku działań tatarskich podczas napadu na własne siedziby.
Wyprawy łupieżcze organizowane były często na skutek występującego na obszarach gdzie zamieszkiwali Tatarzy klęsk głodu . Przyczyna ta będąc znaną stronie Tureckiej pomocna była jej dla realizacji własnych celów przy pomocy sił chana krymskiego polegając na nękaniu i niszczeniu przeciwnika, jednocześnie zbyt mały wpływ na ograniczenie działań tatarskiego sojusznika nieraz stawały się powodem odwetowej reakcji ze strony napadniętych w postaci zbrojnego najazdu. Zaletami wynikającymi z sojuszu zawartego między Sułtanem Tureckim a Chanem Krymskim była możliwość wspólnego udziału w wyprawach, oczywiście prócz zniszczeń i grabieży w czasie samych działań, ważnym argumentem w czasie rozmów rozejmowych była możliwość zatrzymania lub rozpuszczenia na rabunek obecnej z wojskiem tureckim ordy celem wywarcia nacisku na posłów przeciwnika, jak miało to miejsce podczas kampanii i rozmów rozejmowych toczonych w roku 1672, „A chcąc oni desideratissime wiedzieć, posłali najętych śpiegów pod namiot, i dowiedziano się, że ta rada na Czambuł, t.j. na zagony była. Zaraz Ichmć posłali do Wezyra upominając się słowa, że więcej zagonów rozpuszczać nie mają, i zaraz deklarując, że chcą traktować o te proponowane czerwone złote” , dodam jedynie w tym miejscu, że owe czerwone złote w wysokości 20 tysięcy, miały być zapłacone jako okup za odstąpienie od oblężenia miasta Lwowa i zawarcie rozejmu.
Przed objęciem kierownictwa obrony granic przez Jana Sobieskiego, nieskuteczność w tej gestii powodowała, że wyprawy tatarskie wielokrotnie grabiły ziemie koronne praktycznie bez napotkania jakiegokolwiek oporu ze strony napadniętych, będąc efektem wspominanej już wysokiej mobilność sił tatarskich, wypracowane wówczas metody były stosowanymi i później będąc jednakowo skutecznymi. Sposobem na obronę przed wrogim najazdem było wówczas jedynie zwołanie pospolitego ruszenia z napadniętych ziem, jednakże wydawane uniwersały wzywające na nie okoliczną szlachtę, zwykle okazywały się spóźnione. Toteż głównym sposobem przeciwdziałania napadowi, było ostrzeżenie ludności o nadchodzącym niebezpieczeństwie, polegające na specjalnie zorganizowanej w tym celu sygnalizacji dźwiękowe i świetlnej. W rejonie zagrożonym napadem bito w dzwony kościelne, dawano ognia z zameczków oraz zapalano przygotowane wcześniej na wzgórzach stosy suchego drzewa . Dzięki takim sposobom wiadomość o niebezpieczeństwie rozchodziła się szybko, a ludność gotowała się na najazd. Podejmowane wówczas działania zwykle polegały na ucieczce z zagrożonych rejonów „O dziesięć mil od Lwowa zawczasu ludzie umykają, nawałności tureckiej obawiając się” czytamy w jednym w listów, lub na gromadzeniu się w specjalnie przygotowanych w tym celu punków i miejsc warownych, uciekający mieszkańcy chronili się często w okolicznych zameczkach, broniąc ich ramię w ramię wraz z obsadzającymi je załogami, o działaniu takim pisano w jednym z listów „[nieprzyjaciel – przyp. B.H] Był już pod Złoczowem mil 12 ode Lwowa. Zawarło się tam chłopstwa kilka tysięcy, i praesidium bardzo dobre ludzi służałych: czy jednak i to wytrzyma tej potędze? nie wiedzieć” . Poszukiwano również i innych miejsc zapewniających pewną ochronę uciekinierom, jak w lasach, bagna, i inne ciężko dostępne miejsca, czasami w ostateczności chowano się w zbożach lub innych miejscach. Ucieczka ludności odbywała całymi rodzinami wraz z posiadanym żywym inwentarzem, który był jednym z poszukiwanych łupów „Lipkowie Tatarowie widząc, że wojsko nasze oddaliło się od tutejszych krajów w wołoską ziemię; wypadli z Kamieńca i zapadłszy aż pod Zbaraż, bydła moc nabrali i do Kamieńca zapędzili, i w ludziach też wielką szkodę uczynili” , utrata posiadanych przez okoliczne chłopstwo zwierząt, zwykle znaczyła dlań katastrofę związaną z brakiem dalszej możliwości prowadzenia gospodarki i uprawy roli, „Chłopi do wsiów około Kamieńca zchadzają się bardzo, ale bez bydła, dlaczego nie mogą żadnych robót czynić” . Częstym miejscem gdzie szukano schronienia były wspominane wcześniej lasy, jednak nie zawsze była to dobra droga ratunku, zwłaszcza, gdy wraz z uciekającymi prowadzono bydło, a zostawione przez nie ślady zwiększały możliwość zostania wykrytym. Wraz z przeczesywaniem przez napastników opuszczonych wiosek, zwykle podpalano je odchodząc, niszcząc jednocześnie zasiewy. Toteż nieraz wraz z minięciem zagrożenia powracający do swoich siedzib mieszkańcy zastawali tam jedynie dymiące jeszcze zgliszcza, jednak nie stanowiło dla niej jakiegoś poważniejszego problemu, bowiem dostępna w okolicy duża ilość budulca pozwalała na szybką odbudowę zniszczonych siedzib. Znacznie poważniejsze konsekwencje zwykle niosło ze sobą zniszczenie przez napastnika zasiewów zbóż i siana, będąc równoznacznym z nastaniem głodu i nierzadko powodu śmierci, pozbawionych tym sposobem pożywienia mieszkańców.
Innymi metodami przetrwania ludności na rejonach napadniętych było organizowanie zbrojnego odparcia najazdu. Budowano na zagrożonych obszarach wieżyczki obserwacyjne, tworząc w ich pobliżu prowizoryczne składy broni i obsadzając je pełniącymi straż załogami, podnoszącymi alarm, gdy dostrzeżono zagrożenie. Zwykle miejsca gdzie organizowano obronę składały się z większej ilości budynków, otaczanych drewnianym ostrokołem z grubych zaostrzonych ku górze pali, jednocześnie okalając je okopem i wałem ziemnym. Tam gdzie nie można było wzmocnić całej wsi, obronę ograniczano do pojedynczych budynków, najczęściej kościołów lub cerkwi. Dworki szlacheckie znajdujące się na tychże terenach również w większości były budowlami przystosowanymi do obrony przed napadem obtoczone podobnie jak wsie, umocnieniami ziemnymi, ostrokołem i tynem, czyli mocnym i wysokim ogrodzeniem ociernionym u góry, jednocześnie i samo domostwo zdolne było po obsadzeniu stawiać napastnikowi znaczny opór. Takie prowizoryczne fortyfikacje nie dawały jednak ochrony, gdy przeciwnikiem prócz dzikich ordyńców była Turcja niejednokrotnie dysponując regularnym wojskiem i artylerią, jednakże na grasujących Tatarów takie sposoby wystarczały. Napotkanie przez czambuł miejsca umocnionego, obsadzonego gotową do obrony załogą, posiadając pewną ilość broni palnej zwykle powodowało odstąpienie go przez napastnika, bowiem unikał on zdobywania miejsc bronionych, co zwykle wiązało się z poniesieniem przez atakującego znacznych strat. Jedynym sposobem zdobycia umocnionych miejsc było szybkie działanie i zaskoczenie mieszkańców, kiedy jednak nie udało się to odstępowano takiego miejsca .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
d3r
Ajatollach
Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 290
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 1:27, 28 Lip 2009 Temat postu: cd... |
|
|
Plan obrony autorstwa Sobieskiego zastosowany po raz pierwszy jeszcze w roku 1667, w czasie kampanii podhajeckiej okazał się niezwykle skuteczny, mimo szczupłości własnych sił, i trudnej sytuacji wewnątrz wojska, potrafił on w znacznym stopniu utrudnić i skomplikować życie napastnikowi. Wprowadzenie w życie i całkowita realizacja, koncepcji obrony przed napadami tatarskimi zastosowana została pierwszy raz w roku 1671, pozostając skutecznie stosowaną, do 1676r., kiedy to zawarto pokój z Turcją, i później będąc nadal skutecznym przeciwko zapędom tatarskim. Przykładowo dysponując w 1671r., niewielkimi siłami, 5 tyś. jazdy i 3 tyś. piechoty, przystąpił on do podzielenia wojska i przydzieleniu poszczególnym grupom rejonu działania w pobliżu ważniejszych zamków obronnych obsadzonych piechotą, polecając tym siłom w przypadku oblężenia któregoś z umocnionych miejsc przez siły wroga podjęcie następujących działań. Chorągwie jazdy znajdujące się w ich pobliżu miały utrudniać przeciwnikowi dowóz żywności, oraz przeprowadzać niespodziewane ataki na tyły oblegających, chwytać kurierów i oddalających się od głównych sił śmiałków . Równocześnie inne oddziały rozpocząć miały prowadzenie nieustannych działań nękających zbliżając się do przeciwnika z wyznaczonych im rejonów. Plany te wywołały początkowo w podkomendnych hetmana polnego niezadowolenie i obawy odnośnie skuteczności przedsięwzięcia. Sobieski nie zmienił jednak planu działań obronnych i nawoływał jednocześnie do zwołania pospolitego ruszenia, równocześnie podejmując akcję mającą zachęcić i zmotywować do działań partyzanckich lokalnych chłopów, dając im możliwość zemsty za poniesione straty, co było realizowane przez nich z pełną bezwzględnością i brakiem okazywania litości napotkanym przeciwnikom, doniesienia o działaniach okolicznych chłopów przeciwko Tatarom zwykle dotyczą działań wspólnie z wojskami koronnymi, „Z tego pogromu mało co Ordy uszło, bo siła się po przeprawach a mianowicie w komarzyńskim natopiło stawie; siła od szabli polskiej poginęło; siła błąkających się po lasach chłopi nabili” , „Najwięcej Ordy w bednarowskie lasy, dawnemi tatarskiemi klęskami sławne, udało się, ale i te ich bardzo zdradziły; bo JP. Marszałek chłopom tamtecznym rozkazał pozasiekiwać drogi co się i stało, tak że żaden z nich lasu tego przebyć nie mógł. Porzuciwszy konie, w las piechotą uchodzić musieli, których pachołcy nasi i Dragani, mając dozwolenie od JP. Marszałka, zpieszywszy się, jednych zabijali drugich kupami z lasa wywłóczyli” , wobec takiej postawy miejscowych chłopów, lepszym losem od spotkania z nimi było dla zagubionego Tatara dać się pojmać wojsku niż ponieść z ich ręki śmierć „(…) przywieziono tu drugiego [Tatara – przyp.B.H], z którego sprawić się nie można, bo jeszcze w Poniedziałek odłączywszy się od wojska, tak się błąkał, że aż tu ku miastu przyszedł, chcąc się dać wziąć, aby go chłopi nie ubili” . Skuteczność zastosowanych metod pokazały późniejsze lata, zmuszając Tatarów niejednokrotnie do wycofania się do swoich siedzib bez łupu, oraz uwalniając sporą liczbę jasyru przed wyprowadzeniem z granic.
Gorzej niestety wyglądały skutki najazdu, gdy dotykały rejony gdzie wcześniej zagonów nie rozpuszczano, wobec czego zastając je nieprzygotowane na nadciągający kataklizm. Z sytuacją taką spotkała się ludność w wyniku działań zagonów Tatarskich roku 1672, z okolic Przemyśla i Zamościa, Sanoka, Krosna „pod 40 tysięcy niewolnika odgromiliśmy; między którymi siła bardzo kwie ślacheckiej było, bo nigdy tam w górach koło Sanoka, Krosna, Liska, Biecza, ludzie górami owiedzeni, nie spodziewali się tego nieprzyjaciela, który wszędzie tetam wyplądrował góry” , jak i ludność austriacką w roku 1683, z terytorium będącego ofiarom działań Tureckich, gdzie uciekająca ludność szukająca schronienia po okolicznych górach i lasach i tak została wyłapana przez niezagrożone działaniami zbrojnymi czambuły, ratunkiem dla niej nie była nawet ucieczka do okolicznych palanek, często zdobywanych lub zmuszanych do poddaństwa względem nowych władców.
Wraz z planowanymi przez stronę Turecką wojnami wiązało się zwykle przyłączenie w granice państwa podbitego obszaru. Wraz z takim działaniem zmianie ulegała pozycja zamieszkującej tam ludności, znajdującej się na tym terenie ziemi uprawnej i funkcjonujących tam stosunków społecznych jak i całego systemu administracyjnego. Zgodnie z panującymi w państwie Tureckim prawami, całość ziemi uprawnej stawała się własnością sułtańską, państwową, gwarantując chłopom dekretami sułtańskimi prawo do jej uprawy, jak i nieusuwalności z niej, gdy regularnie płacili oni podatki. Ludność chłopska stawała się wówczas tzw. reaja (trzodą). Obszar dzielono na lenna nazywane i dzielone w zależności od wysokości przynoszonych przez nie dochodów z podatków, nadawane sipahisom za udział w wyprawach wojennych, jednocześnie zobowiązując ich do opieki nad zamieszkującą lenna ludnością . Różnicę w postępowaniu sił tureckich i tatarskich doskonale obrazuje postępowanie stron podczas oblężenia twierdzy Kamienieckiej. Przewaga wybitnie leżała po stronie muzułmańskiej, 18 sierpnia przystąpiono do oblężenia, już w nocy z 24 na 25 sierpnia zmusili obrońców Turcy do ustąpienia z Nowego Zamku. Następnego dnia mieszczanie wystosowali pismo do formalnie dowodzącego obroną starosty generalnego Mikołaja Potockiego z zapytaniem „czy nie lepiej zawczasu traktować?” W sobotę 27 – go uznano, że Stary Zamek nie wytrzyma do wieczora i postanowiono wywiesić białą chorągiew celem podjęcia rokowań. W akcie kapitulacji sporządzonym po turecku i łacinie, gwarantowano: bezpieczeństwo życia i mienia mieszkańcom Kamieńca i okolicznych osad, wolność wyjścia z rodzinami i mieniem dla szlachty i wojska, gwarancję bezpieczeństwa duchowieństwa i zapewnienie wystarczającej liczby kościołów dla pozostającej ludności wyznania łacińskiego, wolności szlachty i duchowieństwa od kwater wojskowych, prawo wyjścia żołnierzy z bronią ręczną.
Zgodnie z postanowieniami kapitulacyjnymi i niepewną pozycją szlachty w państwie Tureckim, większa część szlachty postanowiła wyjechać do Polski. Ewakuację zarządzili Turcy na 30 września (wtorek) co utrudniło opuszczającym korzystne spieniężenie nieruchomości „To oznajmuję W.M.Panu, że nas prawie wypchnęli we Wtorek, konwojowało nas ze trzy tysiące Turków, a koło nas z obu stron wojska piesze i konne” , przyznać trzeba, że zorganizowali opuszczającym transport w postaci 300 wozów i eskorty zbrojnej asystując wysiedleńcom aż do Jagielnicy, którą znajdujący się w konwoju podkomorzy podolski Hieronim Lanckroński przekazał Turkom. „Jagielnicę też, JP. Podkomorzy Baszy który ich odprowadzał, oddał, i chłopstwu około 600 tam będącemu kazał ten Basza bespiecznie w polu robić: ale w przód most na jakiejś rzece za Jagielnicą postawić, około czego się ochotnie zakrzątneli” . O traktowaniu przez Turków podbitej ludności posiadamy kilka często sprzecznych ze sobą relacji. Szlachta, która nie spodziewała się napadu i upadku Kamieńca dawała wyraz swej panice w licznych depeszach, listach i plotkach. Jedna z powstałych w tym czasie plotek donosiła o ścięciu przez Turków panów Humieckiego, Wołodyjowskiego i Myśliszewskiego . Plotkę tę jednak dementuje już w pisanym dnia 10 września liście Sobieski do biskupa podkanclerzego „Szlachty i pospólstwa nikogo nie ścięto jako było podano” . Na dłuższy komentarz zasługuje inna plotka, również przekazana w liście z dnia 11 września 1672 „Damy ślacheckie, których tam było nie mało a snać urodziwych, część zabrano na samego cesarza tureckiego, część na wezyrów, a ostatek na baszów” , pisał anonimowy autor. O prawdziwości tych słów ciężko jest dyskutować jednak świadczyłyby one o złamaniu postanowień traktatu kapitulacyjnego. Inną nieco bardziej prawdopodobną relację przekazał kronikarz Wespazjan Kochowski „To tylko pewno, że porwawszy na ulicy ośmioletniego chłopca, w obec sułtana obyczajem tureckim obrzezali, aby tym obrzędem meczet poświęcić. Pamiętam, wracając z bitwy pod Wiedniem przez Węgry, pomiędzy kolegami, którychem napotkał na drodze, nawinął mi się też jeden, ubrany z turecka; był to dworzanin pana Lubomirskiego. Rozmawiając ze mną, między innemi, opowiadał mi że się zowie Piotr Jastrzębski, iż będąc chłopcem w Kamieńcu zaprowadzonym do świątyni Pańskiej w meczet obróconej, został obrzezanym. (…) W Turcji zbogacił się i stał się ojcem kilkorga dzieci” , relacja powyższa odnosi się do zamiany katedry Kamienieckiej na meczet podobny los spotkał 6 innych kościołów. Procedura z tym związana polegała na zdejmowaniu krzyży i dzwonów oraz obrazów świętych uważanych przez muzułmanów za bałwochwalcze, z pewnością nie była przyjemna dla mieszkańców miasta.
Na wszelkie okrucieństwa tureckie zapisane w relacjach inne światło rzuca pisany do biskupa krakowskiego Andrzeja Trzebnickiego list autorstwa Sobieskiego napisany już po zakończeniu kampanii 1672 r., „Doszedłem tego teraz samą experientią, że z Turkami nie jest taka straszna wojna, jakośmy ją sobie imaginowli (…) W Wojsku Tureckim jaka jest sprawiedliwość, jaka skromność, dotrzymanie słowa z confuzyją nas Chrześcijan, wypisać tego niepodobna; jedno tylko namienię; że wziąwszy z zamkiem Buczaczem panią wojewodzinę bracławską najmniejszego ani samej dishonoru, ani w dobrach i ruchomościach najmniejszej nie uczynili szkody” .
Po zdobyciu Kamieńca Turcy czekali już na pokojowe poselstwo ze strony polskiej. Sułtan przyjmował trybut i dary od posłów dubrownickich, a armia leniwie posuwała się w kierunku Lwowa. „Zamków i fortec mniejszych nie dobywają, bo te już mają za swoje” . „Miasta i zamki którekolwiek były na tym szlaku, którym szli, wszystkie się zaraz poddawały ”, pisał w dwóch kolejnych listach Jan Sobieski. W krótkim czasie Turcy niemal bez walki opanowali Husiatyń, Jagielnicę, Jazłowiec, Budzanów, Złotniki, Buczacz i in., „Wszędzie są załogi tureckie; te tylko ich nie mają, gdzie jeszcze Turcy nie byli, jako to Podhajce, Brzeżany, i inne” , czytamy w ówczesnej relacji. W okolicach Jagielnicy „poddani tamtejsi wynieśli na drogę mnóstwo chleba i rżneli ofiary (tzn. rozdawali mięso bezpłatnie)” . Tak dobre przyjęcie armii Tureckiej przez chłopów ukraińskich wynikało wydaje się z konieczności, bowiem nie mieli oni innego wyjścia jak witać wkraczającą armię, co było charakterystycznym dla wszystkich działań zbrojnych prowadzonych na tym obszarze. Podczas polskiej wyprawy pacyfikacyjnej na Ukrainę w roku 1671, czytamy w „Diariuszu wyprawy przeciwko Tatarom i kozakom”, „Ale jak się wojsko zbliżyło, potrwożeni Ładyżanie, (gdzie jarmark był) wysłali popów w Ryżach z krestem i ewangelią, chlebem, miodem, otwierając miasto i miłosierdzia prosząc” .
Postępując jednak zgodnie z zasadą prawdy historycznej konieczne będzie przedstawienie i działań oraz postępowania względem ludności cywilnej prowadzonych przez stronę Polską jak i jej sojuszników. Przyglądając się sytuacji na Ukrainie od roku, 1671 czyli preludium do wojny z Turcja, widać, że i strona Polska niebyła w tej kwestii bez skazy, niejednokrotnie miasteczka poddające się znów polskiej władzy ponosiły z powodu wcześniejszego postępowania względem wroga represje zwykle z rąk wcześniejszego właściciela, czasami również przez działania ze strony wojska, lub odwetowe. „Tegoż dnia podstąpiliśmy ku Krasnemu, które się zaraz z poddało. Wszystkim ze strony Hetmana w.kor. łaskawość była pokazana; ale nie ze strony dziedzica, który im wszystkie bydła i owce pobrał” . Zdarzały się również i zwykłe rabunki dokonywane przez wierne Królowi wojska pozostające na Ukrainie, dokonywane jakoby w majestacie prawa „Tak tedy Humańcy naprzód poddali. Kozaków Hanenkowych 500 na praesidium będących rozpuściwszy, którzy do mnie przyśli, a ich zaś ze swoimi wysławszy, Semenowskę i Chwastów wyciąć kazałem, skąd mam prowiantu, że aż nowego wytrzymać mogę. A lubo się już tak musieli poddać opuszczeni od swoich Panów, jest ich jednak wiele którzyby radzi byli J. K. Mci w Ukrainie” , list ten pisany pod koniec roku 1672, informuje, iż nadal pomiędzy mieszkańcami Ukrainy wielu sprzyja koronie.
Zgodnie z tym ponownie przeszły w roku 1674, miasta i miasteczka Ukraińskie na stronę polską, jak czytamy w jednym z listów: „Nazajutrz przed świtem ruszył się Król Jm. (…) wszystkie po drodze będące horody pokłoniły się prosząc aby ich był liberator z rąk pogańskich, zachodziły drogi z chlebem z solą jako to Zobieszyce, Zimce: Kalnik” , by nie zrażać do siebie pozytywnie nastawionej ludności, główne siły pozostały rozłożone pod wsią Paniówką, „(…) aby się ludziom w Kalniku nie naprzykrzali” . Również i z innych listów widzimy, że podejmowano liczne starania by nie dawać żołnierzom powodów do gnębienia miejscowej ludności: „(…) mimo wyliczone na infanteryją w Warszawie, na kawaleryją w Żółkwi pieniądze i tu znowu lenungujemy piechoty, strzegąc aby się tak ci którzy w polu jako i ci którzy na praesidiis miastom w niczem się nie uprzykrzali i ad defectionem nie prowadzili” . Widzimy, jak wielką uwagę poświęcano stacjonującym po miastach ukraińskich załogom, w kwestii dostatecznego zapewnienia wojsku odpowiedniej ilości prowiantu i zapasów, by uniknąć zadrażnień z miejscową ludnością, wynikających z działań zgłodniałego wojska samodzielnie poszukującego pożywienia. Mimo jednak podejmowanych działań dowiadujemy się z listu pisanego w 1675 r., o grasujących po włościach w okolicy Pomorzan, bandzie dezerterów, również i zbuntowane wojsko litewskie mocno dawało się mieszkańcom na szlaku jego marszu we znaki: „Do Pomorzan expedit koniecznie ordinować chorągiew konną dobrą, aby tamto hultajstwo imputne nie grasowało, jako już poczęło. (…) Permovet nas to nieposłuszeństwo żołnierzów, o którem nam W.T. oznajmujesz” .
Również i w czasie późniejszych kampanii, obserwujemy z jednej strony zabiegi do utrzymania wojska w ryzach i zakazie grabieży ludności cywilnej, z drugiej jednak strony pojawiające się przypadki wskazywać będą, iż nie zawsze stosowano się do tego zakazu. Przykładem będzie tutaj kampania z roku 1686, gdzie początkowo ludność stolicy Jass witała z radością przybywającego na czele wojska koronnego Sobieskiego, o czym czytamy w diariuszu z tej wyprawy Jakuba Sobieskiego: „Przyjechaliśmy do Jass. Po drodze monastery piękne widać było, wyjechali mieszczanie przeciwko królowi a w mieście popi z obrazami, z muzyką wprowadzali Króla JM” . Król postanowił utworzyć z Jass podstawę do swoich dalszych operacji wojennych, założono wówczas w mieście magazyny z żywnością, rozpoczęto również umacnianie samego miasta i zamku, obsadzając je dodatkowo polską załogą. Jednak wraz z rozpoczęciem odwrotu z kampanii, sytuacja uległa zmianie. Podczas wizyty Sobieskiego w mieście i lustracji robót fortyfikacyjnych wybuchł w mieście pożar. Jak podaje Czesław Chowaniec, nie wiadomo co było jego przyczyną: „Faktem jest, że za tym przykładem, niekarni Kozacy i czerń obozowa – pisał Chowaniec – korzystając z zamieszania i bliskości Tatarów, wpadających na przedmieścia, poczęli rabować domy opuszczone przez mieszkańców, a 16 września rzucili ogień pod trzy dalsze monastery, gdzie schroniła się ludność z dobytkiem i rodzinami. Wprawdzie energiczne zarządzenia króla i hetmanów oraz wysłana pomoc wojskowa szybko poskromiła swawolę i ugasiła pożary, jednak mimo wszystko pastwą płomieni padła znaczna część miasta. (…) Tymczasem zbrodnicze podpalenie miasta, (…) odwróciło od króla serca tych wszystkich, którzy przyjmowali go jak swego obrońcę” . Na podstawie tych wiadomości można powiedzieć, że mimo starań ze strony dowództwa, również i wojsko koronne dawało się we znaki miejscowej ludności.
Również i podczas wyprawy z roku 1691, ludność miejscowa deklarowała wierność i posłuszeństwo królowi, o czym donosi w swoim pamiętniku K. Sarnecki: „Niemyśmy tu stanęli na mogile, przybiegło trzech kozaków do króla jm. od jmp. kasztelana chełmskiego z listami że, się Soroka d. 22 praesentis poddała na imię króla jm. Perkarul, Kiryca przezwiskiem, komendant tamteczny i mieszczanie przysięgali na wiarę i posłuszeństwo” . Podobnie jak w poprzedniej wyprawie, tak i w czasie tej wyprawy musiano hamować zapędy wojska przed paleniem napotkanych w czasie marszu zabudowań: „Stanęliśmy na lewej stronie Tyrgformosa sive Krasnego Targu, w którym mieszkali ludzie; jest chałup kilkanaście, cerkiew murowana i pałac, spustoszone, trawy naokoło wypasione, sian narobionych dość. Załogi dano, żeby chałup nie palono” . Jak donosi o przebiegu wyprawy pamiętnikarz, ludności cywilnej raczej nie gnębiono i do końca udało się utrzymać poprawne stosunki z tubylcami. Jednak i tak nie udało się przekonać mieszkańców do opowiedzenia się po stronie Rzeczpospolitej, gdyż spodziewano się, że podobnie jak w przypadku poprzednich wypraw, nastąpi rychły jej odwrót. A mieszkańców za przejście na stronę wroga spotkałaby zemsta, ze strony Turecko – Tatarskiej.
Jednak najgorszy los i bezlitosne postępowanie spadło na mieszkańców obszaru będącego na trasie przemarszu armii Wielkiego Księstwa Litewskiego podczas kampanii wiedeńskiej w 1683r. Działania tych sojuszników Rzeczpospolitej słusznie można było porównać jedynie do postępowania zagonów tatarskich w napadniętym przez nich kraju. Podając za badaczem tejże sprawy Władysławem Semkowiczem, przyjrzyjmy się działaniom wojska litewskiego w roku 1683. Już w początkowym okresie wyprawy widać było, iż strona litewska postępowała bardzo opieszale. 15 Sierpnia Sobieski wyruszył z armią koronną spod Krakowa pod Wiedeń, armia litewska pod wodzą obydwóch hetmanów dopiero zbliżała się do Warszawy i gotowała się do przeprawy przez Wisłę, a pod Krakowem stanęła ona już po odsieczy wiedeńskiej, czyli około połowy września. Już w czasie tego marszu przez ziemie koronne Litwini zachowywali się jak Tatarzy, grabiąc i paląc dotknięte swoją obecnością obszary . Wówczas postanowiono, iż wojsko litewskie ma skierować się na terytorium górnych Węgier i rozpocząć działania Tokolemu, sojusznikowi Tureckiemu stojącemu na czele protestanckiej ludności Węgier. Dopiero 27 września ruszyli hetmani litewscy spod Krakowa na Węgry, kierując swój marsz na Orawę. Po drodze łupili dobra kasztelana krakowskiego (Myślenice), posuwali się tak wolno, że przez tydzień od opuszczenia Krakowa przeszli około 3 mile. Sobieski dowiedziawszy się o postępowaniu Litwinów podczas marszu przez Polskę wydał specjalnie polecenie o utrzymaniu w wojsku najostrzejszej dyscypliny po wkroczeniu na ziemie Węgierskie, „aby tego narodu nie drażnić i ad ultimatum nie przyprowadzić desperationem” – przestroga ta wynikała z troski, o nie zrażanie do siebie ludności i nie utrudniać sobie przez to przemarszu. Dnia 4 października wojska litewskie przekroczyły granicę węgierską i po zniesieniu oblegających wojsk Tokolego, „mimo wyraźnych przestróg i zakazów królewskich które już były doszły do wiadomości hetmanów litewskich, nieokiełznane i niekarne ich wojska nie dały się już powstrzymać od srogich gwałtów i okrutnych represyj, wywartych na bezbronnej i niewinnej ludności orawskiej” . O wydarzeniach rozgrywających się w tym czasie pisał anonimowy autor w liście do jednego z Mniszchów, świadek tych wydarzeń „Wojsko litewskie przebiwszy się do Węgier, bardzo łaskawie obchodziło się ze wszystkimi ludźmi a osobliwie z lutrami, żadnej szkody im nie czynili, nie palili ani nie ścinali. Oni zaś (t. j. kuruce Tokolego) e converso dostawszy kilku z wojska litewskiego towarzystwa, okrutnie tyrańsko ich męczyli, rozpaliwszy rożny, od ucha do ucha przez ich głowy przewłóczyli, nosy, wargi i usta obrzynali, naturalia kleszczami rozpalonemi urywali, zęby wybijali, oczy wyłupiali i wyłupiwszy ogniem palili, smołą zalewali, za paznokcie kliniki zabijali, palce po trosze ucinali; na ćwierci drugich porąbawszy, na palach głowy, na szubienicach ćwierci powieszali. Co wojsko litewskie zrozumiawszy, łaskawość swoją w gniew przemieniło i co przedtem po chrześcijańsku obchodziło się z lutrami, to potem po tyrańsku ich traktowali, albowiem wsie palą, skóry łupią, lutrzyska wszystkie duszą. Onegdajszego dnia dostał się jakoś szczęściem w ręce ich predykant, z którego zaraz skórę z żywego zdarli i precz osypawszy plewami, znowu skórą go przykryli i takiego ku lutrom wysłali (…) To może zapewne lutrów odstraszyć” . Z powyższego listu można odnieść wrażenie, że piszący starał się jakoś usprawiedliwić okrucieństwo Litwinów przez zrzucenie winy na kuruców i luteranów. Jednak po tym, co wiadomo o zachowaniu się wojska litewskiego podczas przemarszu przez polskie terytorium, to brak dyscypliny i opieszałość dowództwa dostatecznie tłumaczą takie zachowania, bez konieczności podawania jakichś innych skłaniających ku temu przyczyn. Zarówno te jak i późniejsze dokonania sojuszniczej armii litewskiej spowodowały, iż obawy Sobieskiego odnośnie zmiany postaw ludności miejscowej okazały się prorocze, i z postawy biernej zmieniły się w otwarcie wrogą. Tokoly po fiasku rokowań z Sobieskim i Cesarzem, oraz pod wpływem wieści o działaniach sprzymierzeńców na swoich ziemiach, obsadził wojskiem wszystkie zamki i twierdze, znajdujące się na drodze marszu armii koronnej, nakazując bronić ich jak przeciw nieprzyjacielowi. To też począwszy od Koszyc, których oblężenia i zdobywania Sobieski poniechał, maszerując dalej pośpiesznie w kierunku Preszowa i Spisza, opór już nie tylko wojsk węgierskich, ale i całej ludności coraz bardziej się wzmagał. Poruszanie się, więc wojska we wrogim kraju znacznie komplikowało życie żołnierzy, zmuszonych do bacznej uwagi i stałej gotowości przeciwko wrogim działaniom możliwym z każdej strony, „Skorośmy weszli dans le superieure Hongrie – pisał król do żony – nie spodziewając się już żadnych nieprzyjaciół, zastaliśmy wszystko nam nieprzyjazne, i począwszy od zamku Satmar nazwanego, mil stąd 9, z za każdego krzaka do nas strzelają i z każdego miasta i chłopi i szlachta i żołnierze wołają: bij, bij, jako na wilki. Chorych pozostałych okrutnie mordują, gorzej niżeli Turcy, dla czego dzień i noc strzec się musimy i powoli postępować, aby ludzi nie tracić” .
Jak więc widać z powyżej przedstawionych faktów los ludności cywilnej w czasie każdej z wojen był niewątpliwie ciężki i niepewny, mieszkańcy często zdani byli na łaskę i nie łaskę znajdujących się w okolicy żołnierzy niejednokrotnie stając się ofiarami nadużyć z ich strony. W przypadku wojsk tak Tureckich jak Koronnych czy Litewskich duży wpływ na stosunki pomiędzy zdobywcami a podbitymi miała kwestia utrzymania i poziom dyscypliny utrzymywanej w szeregach armii. Zwykle zdawano sobie sprawę z konieczności unikania gwałtów i przemocy w stosunku do rodzimych mieszkańców napadniętych ziem, jednak nie zawsze udawało się uniknąć ponoszonych przez tubylców szkód. Inaczej sprawa ta wyglądała w przypadku najazdu Tatarów, wynikało to z celów i przyczyn przeprowadzenia napadu. Widocznym skutkiem dokonywanych gwałtów i nadużyć ze strony wojska był wzrost oporu i wrogości ze strony napadniętych zwykle odznaczający się większym okrucieństwem i brakiem litości w stosunku do dawnych oprawców, co zwykle komplikowało postępy i dalsze działania.
Inną płaszczyzną życia mającą również wpływ na położenie różnych grup ludności cywilnej była kwestia wyznawanej religii, służącej raczej jako pretekst do wymuszenia od określonej grupy ludności pieniędzy. Różnice jak i obawy wynikające z tego faktu najlepiej widoczne będą w położeniu ludności w opanowanym przez Turków Kamieńcu Podolskim, gdzie prócz katolików znajdowali się ormianie, prawosławni, żydzi i najliczniejsi muzułmanie. Jak donosi jeden z listów Turcy dość nieufnie odnosili się do chrześcijan „Znać, że już Ottomani nie ufają Chrześcijanom, i podobno ich nie chcą mieć w Kamieńcu podolsk., bo się bardzo czegoś trwożą, kiedy zamek chocimski który zawsze był w dyspozycji Hospodarów wołoskich, gdzie też była rezydencja Burkułaba, depositorium Panów wołoskich i schronienie obywatelów chocimskich pod czas trwogi; do tego cerkiew piękną malowaną z funduszem codziennego nabożeństwa, teraz odebrano Wołochom i 200 Janczarów osadzono, dzwony w cerkwi i klepadło zabrano, malowanie tamże psować zaczęto, i już się pewnie w meczet obróci” . W dalszej części owego listu czytamy, że pogorszeniu uległo położenie ogólnie wszystkich mieszkańców Kamieńca „Za mieszczanina jednego, który tytułem kupiectwa z Kamieńca uciekł, wziowszy konsens, drugi mieszczanin bezprawnie odpowiadać musiał, i w ciężkim więzieniu zostawał: czego po tym kilkadziesiąt talerów zbył a teraz w rękojmi zostaje. Toż się stało z jednym mieszczaninem, u którego znaleziono srebra foremnego kilkaset grzywien, snać z kościołów: zabrano mu to wszystko, a jego samego na questią wziąć chcieli, czego potym 200 talerów przypłacił. Z tej okazyi z kościołów ormiańskich i ruskich kazano srebra okazać dla inwentacyi, gdzie Ormianie 200 talerów okupili rewizyą, sami jednak inwentarz podać mają, i Ruś także” . Jak wspominałem wcześniej pogorszenie sytuacji miało doprowadzić do wymuszenia łapówek dających ludności na pewien czas spokój, co jak widać z powyższych fragmentów przyniosło zamierzony skutek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|