Allahu al-ahad - Bóg jest jeden
Alhambra Hafiz - [ALH] - Strażnicy Czerwonej Wieży - forum
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Allahu al-ahad - Bóg jest jeden Strona Główna
->
Islam, Arabowie - الإسلام عرب
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Karawanseraj - ألاسم
----------------
REKRUTACJA
Suk al-Chamis
Zajazd - خمارة
Islam, Arabowie - الإسلام عرب
XVIIw Wojny Pol-Tur
Zwoje i księgi
Siedziba Zakonu -أمر أسرة
----------------
Pałac Gościnny شاتو ضيف
Hammam - łaźnia - حمام
rekrutacja
Archiwum Zakonne
Drużyna I - dow. Nasser Udin Azzam
Drużyna II - dow. Husam Udin
Drużyna III - dow. Nasserin Chogga
Forum Integracyjne
Aleja Sław
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Salah
Wysłany: Sob 0:41, 25 Lip 2009
Temat postu:
Pogratulować wiedzy, naprawdę pod wrażeniem jestem
Kyłycz Arsłan Bahadur
Wysłany: Sob 0:24, 25 Lip 2009
Temat postu:
No głównie z głowy, wczoraj wstęp, dziś po robocie sam tekst, ale przy paru rzeczach się posiłkowałem jak najbardziej książką, by pewne konkretne fakty potwierdzić. Być może jeszcze zedytuję ten tekst i w tym fragmencie o kobietach u koczowników tureckich coś dodam, bo jest jedna rzecz co do której nie jestem pewien i nie pamiętam gdzie o tym czytałem.
A w sumie to po prostu wystarczy przeczytać "Historię Turków" Jean-Paul Roux. Skupia się właśnie na koczowniczym ich stadium, porusza multum tematów i jest tak pasjonującą książką, że zapada z najmniejszymi szczegółami w pamięć. Polecam gorąco!
d3r
Wysłany: Sob 0:07, 25 Lip 2009
Temat postu: ...
Jestem pod wrażeniem rozmiaru i wiedzy o ludach koczowniczych... Zwłaszcza jeżeli pisałeś to z glowy... Rewelacyjny tekst...
Kyłycz Arsłan Bahadur
Wysłany: Pią 23:51, 24 Lip 2009
Temat postu: List Kyłycza Arsłana z Ordy Kipczackiej do Dewii Poganki
D3r zdziwił się na widok swego gościa. Rzadko w Czerwonej Twierdzy gościli przybysze z tak dalekich stron jak ten odziany w skóry mężczyzna, który właśnie wszedł do komnaty w towarzystwie jednego ze strażników. Strażnik gestem zatrzymał gościa przy drzwiach, podszedł bliżej i przyklęknął na jedno kolano. „Panie, ten oto przedziwny człowiek przybył tu przed chwilą. Próbowałem się z nim porozumieć, lecz zdaje się, że nie mówi w żadnym znanym mi języku. Powtarza tylko ‘d3r gurkagan’ i ‘Kyłydżu Asłan Baatar’. Te ostatnie słowa zdają się mi podobne do imienia jednego z naszych ostatnich gości, więc przyprowadziłem go do ciebie, o panie.”
D3r skierował wzrok na przybysza. Niski mężczyzna o nieproporcjonalnie dużej głowie i płaskiej twarzy uśmiechnął się. Grymas uwidocznił nacięcia na policzkach mężczyzny, które nadawały twarzy wygląd iście potworny. Gdy błysnęły spiłowane zęby, d3r zadrżał mimowolnie. Dzikus sięgnął szybkim ruchem za pazuchę. Na ten widok dwaj następni stojący za nim strażnicy poruszyli się niespokojnie, ale to, co mężczyzna wyciągnął ruchem na tyle już powolnym, by nie wzbudzić zbyt radykalnych odruchów w gorliwych strażnikach, nie było sztyletem. Była to niewielka, ozdobna buława z końskim włosiem – czarnym, z wyraźnymi dwoma białymi i jednym zielonym pasmem. Poselski buńczuk Kyłycza Arsłana. D3r uśmiechnął się i skiną głową. Strażnicy odetchnęli, wyraźnie rozluźnieni, zaś przybysz podszedł bez słowa do władcy.
Gdy światło oświetliło go wyraźniej, d3r poznał, że był to Szigen Dżebe, jeden z brańczych sług stepowego wojownika pochodzących z krain, o których istnieniu dotychczas nawet nie wiedział. Merkit przyklęknął na jedno kolano, nieświadom prawdopodobnie, że przez swój niedbały w porównaniu do mundurów Strażników Alhambry strój i dziki według tutejszych kryteriów estetycznych wygląd, uczynił gest ten raczej parodią niż powtórzeniem zachowania strażnika. Wyciągnął następnie gruby zwitek zagryzmolonych papierzysk i wręczył go najpierwszemu z mutawallich Czerwonej Wieży. Następnie wstał, nadal zachowując milczenie skinął krótko głową i wyszedł niespiesznie z komnaty. Na strażników nawet nie raczył spojrzeć.
D3r z zaciekawieniem zaczął czytać pierwszą z kartek. „Przyjacielu” głosiło pierwsze zdanie „swego czasu wspominałeś mi, że jeden z gości Twej twierdzy wyraził chęć poznania bliżej ludów Dar al-Islam. Powiadałeś, że Dewia, z którą miło spędzałeś czas, acz nie zawsze miło rozstawałeś, chciała zrozumieć naszą religię i naszą kulturę. A przecież choć w nadchodzących bitwach będziemy zawsze stać pod jednym Sztandarem Islamu, nasze kultury są odmienne jak pies obgryzający kości na uczcie i wydra zwinnie pląsająca w zakolach strumieni. I z pewnością wielu zapytanych miałoby zupełnie różne zdania o tym, który z nas jest kim w tym porównaniu. Ba, z pewnością możesz czuć się dotknięty porównaniem do bezrozumnego zwierzęcia, co przecież dla mnie może być nawet powodem do dumy. Zarówno nasi krzyżowi przeciwnicy, jak i żyjący w grzechu politeizmu sojusznicy widzą w nas tylko Arabów, a przecież rzeczywistość jest dużo bardziej złożona. Zdaje się, że sam jesteś przecież Berberem, nie Arabem? Rozwiej proszę me wątpliwości przy najbliższej okazji. W każdym razie opisałem kilka ciekawych zwyczajów mego ludu, by umożliwić Ci, Przyjacielu, pokazanie swemu gościowi bogactwa i różnorodności Dar al-Islam. Przekaż proszę me zapiski Dewii, gdy zawita znów w Twe progi. Jeśli i inni chcieli by pogłębić swe zrozumienie wroga bądź sojusznika, pozwól im proszę przejrzeć tę krótką rozprawkę.”
D3r spojrzał na stosik poplamionych atramentem papierzysk. Tekst był spisany w prostym arabskim, ale z przerażeniem dostrzegł też przekręcone o 90 stopni wyrazy zapisane ujgurską odmianą sogdyjskiego, kilka słów hebrajskich, a także przedziwne znaki, których za nic nie potrafił rozpoznać. Zapowiadało się kilka wieczorów spędzonych na tłumaczeniu, a może nawet i redagowaniu, gdyż Kyłycz Arsłan nawet w rozmowie stosował nieznośnie rozbudowane dygresje…
***
Ayatu l-lah przetarł zmęczone oczy i odprawił swego sługę. Al-Hakim był mu teraz bardzo pomocny. Przybył tu wiele lat temu jako podarunek od pewnego gaznawidzkiego szlachetki, z którym jego rodzina robiła interesy. Był zachwalany jako doskonały tłumacz i w końcu d3r miał okazję w pełni wykorzystać jego możliwości. Okazało się, że skryba znał nawet znaki z dalekiego Qidan, a tym się okazały maleńkie bohomazy kreślone przez kipczackiego wojownika. „Skąd ten stepowy zabijaka znał takie języki?” pomyślał d3r. „Hmm, wspominał, że na jego koczowiskach pojawiało się wielu jeźdźców ze wschodu uciekających przed jakimś kolejnym panoszącym się chanem… Ale że też mu się chciało tych obrazków barbarzyńskich uczyć… Ech…” Złożył przetłumaczony na kastylijski tekst w zgrabną ryzę i udał się na spoczynek.
A tekst ten brzmiał tak:
„Dewio, doszły mnie słuchy, że starasz się zrozumieć kulturę islamu. W pierwszym rzędzie wiedz, że nie ma jednej kultury islamu, gdyż choć nie wiem jak pobożnych by nie znaleźć wyznawców, najwidoczniejsze są u nich cechy bynajmniej nie wynikające z religii, lecz z tradycji. Tradycji, której religia jest bądź stała się częścią. *Tylko* częścią.
Jeśli napotkasz kiedyś mieszkańca Farsu, zdumiona z pewnością będziesz jego żarliwą wiarą, przechodzącą często w agresywny fanatyzm. Jednocześnie z pewnością wzbudzi w Tobie niesmak jego nieznośne poczucie wyższości. Nawet jeśli nawrócisz się kiedyś na Jedyną Wiarę, będzie miał Cię za niższą od niego i za grzesznicę. Żarliwość jednak tej wiary nie wynika wcale z tego, że uznaje on Allacha za swego boga. Gdy przebywałem w tamtych stronach, czytałem „Księgę Królów” i inne ich kroniki, wysłuchałem też ich wielu starych opowieści. Oni sami Was, ludzi z zachodu określają jako rzemieślników i kupców, siebie jako ludzi religijnych, nas zaś, ludy tureckie jako wielkich wojowników. Tak od wieków postrzegają świat. To pobożność, podejście do wiary jest główną częścią ich samoświadomości, dlatego też nie ważne jaką by wiarę wyznawali, zawsze jest ona fanatyczna i zaciekła. Zawsze jest także szczera. I zawsze, ponieważ to pobożność uznają za najwyższą cnotę, mają o sobie nazbyt wysokie mniemanie. Przy okazji, słowo ‘Hafiz’ jest słowem perskim, nie arabskim. Dokładnie oznacza ‘strzegący’ i oznaczało kogoś, kto na pamięć nauczył się świętego tekstu. Niegdyś mogła to być na przykład Awesta, teraz jest to tylko Koran.
Zupełnie inni jesteśmy my, ludy stepowe. Gdy mój ród, Kipczak Oguz, przekroczyliśmy rzekę Wołgę, walczyliśmy dla podupadających już wtedy Chazarów. Z resztą gdy ich potęga została zniszczona założyliśmy swe obozowiska w miejscu ich dawnych miast, upadli nota bene wcale nie przez potęgę wojsk Rusów, jak zwykło wielu sądzić, lecz przez zdradę bizantyjskich żmij. Miast, droga Dewio, gdyż tureckie nacje wbrew obiegowej opinii zbierały się czasem w jednym miejscu i budowały stałe siedziby. Po prostu zdarzało się tak, gdy była po temu istotna potrzeba, najczęściej handlowa, rzadziej administracyjna. Zwróć uwagę, że doskonale prosperująca praktycznie w całym Dar al-Islam sieć karawanserajów nie jest wcale arabskim wynalazkiem. Dopiero gdy nasi stali się przywódcami islamskiego świata, utworzono te jakże użyteczne instytucje. Prawdą jest jednak, że burzymy co najmniej tyle ile budujemy. Gdy patrzę na to z dystansu, jesteśmy chyba jak oczyszczający wszystko wiatr historii. Nigdy jednak tak o sobie nie myślimy, po prostu działamy zgodnie z naszą naturą. Pamiętaj jednak, że nie jest to *wyłącznie* niszczycielska natura i z pewnością sława wielu zbudowanych przez nas dzieł trwać będzie przez wieki. Jesteśmy wrażliwi na piękno, porusza nas literatura. I choć, jeśli na przykład na wspomnianą już Persję spojrzeć, łaska naszych sułtanów bywa niezwykle niestała, to jesteśmy jedną z nielicznych nacji, która nie splamiła się na przykład paleniem ksiąg. Choć krwawo podbijaliśmy wiele nacji, zawsze z szacunkiem traktowaliśmy napotkane w ich bibliotekach słowo pisane. A czy jesteśmy tak fanatyczni jak Yranly? W czasach gdy lud mój mieszkał jeszcze nad rzeką Orkonu, wznieśliśmy wielkie miasta Ordu Bałyk i Baj Bałyk, na podobieństwo irańskich przecież miast Sogdy. I wiele jeszcze zaczerpnęliśmy z ich kultury, lecz zawsze ich podejście do spraw wiary dziwiło nas. Wspomniani przeze mnie Chazarzy są świetnym przykładem obrazującym nasze wartości. Ich bejowie, wyobraź sobie, nawrócili się w swoim czasie tłumnie na judaizm, podczas gdy reszta ludu czciła Tanry – Bezkresne Niebo, najwyższe bóstwo naszych przodków. Z pewnością dziwisz się, w końcu pochodzisz z krain, w których cuius regio eius religio staje się powoli naczelną zasadą. Otóż Chazarzy przyjmowali u siebie muzułmańskich ulemów, żydowskich rabbich, chrześcijańskich misjonarzy. Wszystkie te nacje żyły w ich miastach obok siebie. Miały osobne dzielnice, osobne prawa. I prawo trzymało ich w pokoju. Na chazarskich dworach wielkie religie, które na południu ścierają się teraz w krwawych bojach, prowadziły dialog ustami swych wyznawców. Wyobrażasz sobie takie teologiczne dysputy na dworze, powiedzmy, Baldwina Krzyżowca? To w naszych społecznościach panuje wolność. Jedyne jarzmo, jakie dobrowolnie na siebie nakładamy, to nasze własne prawo, wobec którego wszyscy jesteśmy równi.
Jeśli zaś chodzi o kobiety, czy konkretnie żony w islamie, też nie jest to prosta kwestia. Pozwól, że przytoczę tu fragment pisma zwanego po prostu „Traktatem”, spisanego nie tak dawno przez Abu al-Kasima al-Koszajriego: „I powiedziano: Pewien mężczyzna zaślubił niewiastę. I przed spełnieniem małżeństwa ujawniła się u kobiety ospa. Wtedy powiedział mężczyzna: Boli mnie moje oko! Następnie powiedział: Oślepłem! Wtedy przyprowadzono do niego ową niewiastę, aby zawarli małżeństwo. Następnie zmarła owa niewiasta po dwudziestu latach. Wtedy ów mężczyzna otworzył oczy. I powiedziano do niego o tym, a on odpowiedział: Nie oślepłem, lecz pokazywałem się ślepym przez ostrożność, aby ona nie martwiła się z powodu widoku śladów ospy u niej. I powiedziano do niego: Przekroczyłeś męstwo!” Był to fragment z rozdziału określającego jak powinna wyglądać cnota męstwa – Futuwwa. Choć nie jest to wcale tekst reprezentacyjny dla całości naszej religii, gdyż zdarzają się mułłowie sprzeciwiający się naukom „Traktatu”, pokazuje, że ideał oddanego męża jest także i wśród Arabów żyjący. Śmiem twierdzić, że u was, hedonistycznych pogan trudno by podobny przykład znaleźć. Tak naprawdę według wielu szkół szarijatu kobiety mają spore prawa. Problemem jednak jest to, że często niestety nie znają swych praw i nie potrafią się obronić.
A jak to wygląda na przykład w Szirazie? Tam kobiety na długo przed przybyciem Islamu zasłaniały swe oblicza. Lecz nie była to wcale kwestia posłuszeństwa wobec mężczyzn, raczej oddzielenie dwóch światów oraz ochrona ich przed wzrokiem obcych. Cóż, trudno się dziwić, przecież od wieków byli nękani przez stepowe ludy, a jeśli raduje nas coś bardziej od pastwienia się nad nieprzyjaciółmi, to jest to zdobycie ich kobiet, oczywiście gwałtem. Wielu twierdzi, że początkowe wydarzenia opisane w być może znanej Ci Księdze Estery pokazują konflikt między mentalnością perską, reprezentowaną przez pragnącą pozostać w schronieniu swych komnat perską królową, a semicką, którą reprezentuje (na początku) jedynie posłuszna Estera.
Jak to wygląda zaś u nas? Różnie. Pamiętaj jednak, że jeśli nasza kobieta nie potrafi dobrze jeździć konno – niechybnie zginie. Jeśli nie potrafi sprawnie władać bronią – zginie. Jeśli nie potrafi pomóc czasem przy prostych pasterskich robotach – zgubi siebie, a możliwe i że narazi na niebezpieczeństwo swój ród. Po prostu, takie są realia życia na stepach. Oczywiście, kobiety są podległe mężczyznom, tak jak ziemia jest podległa niebu. I są zajęcia typowo męskie i typowo kobiece. Nie mamy jednak zwyczaju ukrywania ich przed obcymi jak Persowie, ani robienia z nich bezużytecznych ozdób pałacowych czy domowych, jak Arabowie. Jeśliby coś głupiego przyszło na myśl jakiemuś obcemu, znajdzie rychło sztylet zatopiony w swych wnętrznościach. Podobny los może też spotkać nazbyt gwałtownego męża. Tak mają się sprawy w zasadzie we wszystkich stepowych nacjach. Seldżucy co prawda zaczęli już trochę zmieniać swe obyczaje, lecz nadal kobiety mają u nich wielką swobodę. Oczywiście, być może kiedyś nasze postępowanie się zmieni. Lecz mam nadzieję, że nigdy nie porzucimy koczowniczych ścieżek i umiłowania dla wolności.
Jest z pewnością jedna nasza cecha, która będzie Cię napawać obrzydzeniem. Słyszałem, że uważasz d3ra za okrutnika. Owszem, okaleczył on wiele ze swych sług, lecz zważ, że wszystko to uczynił dla jakiegoś celu. A my lubujemy się w bezcelowych masakrach. Kiedy tylko mamy okazję, torturujemy jeńców. Choć tu muszę się przyznać, dziwię się trochę twemu podejściu. D3r wspominał, że czcisz bogów Asgardu. Znałem wielu twych współwyznawców będących na żołdzie bizantyjskich władców i opowiadali mi o jednej z waszych ulubionych zabaw, do których nieodzowny jest przywiązany chrześcijański duchowny i sterta odpowiednio dużych kości po uczcie. Pomysłowe, hehe. Cóż, oczywiście nasze masakry nie są wcale bezcelowe. Dążymy po prostu do tego, by budzić jak największy strach. To terrorem najszybciej można wygrać tak pojedynczą walkę jak i całą wojnę. W ten sposób możemy zminimalizować straty wśród naszych własnych wojowników. I summa summarum, szybciej zakańczać większe militarne kampanie, gdyż nasi wrogowie odnoszą wrażenie, że nie warto mieć nas za wrogów i często dążą do zawierania układów. Najpiękniejsze w tej metodzie walki jest to, że mogę ją Ci na przykład teraz swobodnie opowiedzieć, a później stanąć przeciwko Tobie, a ta broń przeciw duszy będzie działać równie skutecznie.
Oczywiście ludy Europy potrafią być równie okrutne jak my. Twoi współwyznawcy również. ‘Śmierć szybującego orła’ na przykład to majstersztyk. Nigdy żaden Turek tego nie przebije, odkąd poznałem od pewnego Warega ten sposób zadawania śmierci, przyznaję że my celujemy raczej w skali niż jakości. Z resztą nas po prostu raduje zabijanie. A wielu waszych władyków zabija z dużo niższych powodów niż my. Podobnie jak Yranly, z którymi jesteście przecież spokrewnieni, lubicie dzielić ludzi na ‘wyższych’ i ‘niższych’. Na stepach wszyscy jesteśmy równi, jedyne rozróżnienie to swój i wróg. Wielu naszych jeńców z innych plemion czy nacji, jeśli okazują się przydatni i godni, przyjmujemy po prostu do ordy. I stają się pełnoprawnymi członkami plemienia. Wracając do ludobójstwa, tak naprawdę, kiedy nie mamy możliwości sprzedania jeńców jako niewolników, ani stałych siedzib, gdzie byłby z nich jakiś użytek, zabijamy wszystkich pokonanych na miejscu. Dzieje się tak na przykład praktycznie zawsze, gdy walczą ze sobą dwa stepowe rody, a zwycięzcy są zbyt liczni, by przyjąć nowych członków do swej ordy. Wygrani zagarniają jedynie bydło i konie, tyle przynajmniej ile są w stanie wypasać. Ale wypasanie na stepach to temat na zupełnie inną opowieść.
Wiedz że wielu europejskich władyków wykorzystywało naszą reputację do własnych celów. Paręset lat temu, zanim Madziarów rozmiękczyło przyjęcie katolickiego chrztu, byli najbardziej poszukiwani jako osobista gwardia, na przykład przez germańskich biskupów. Mieszko z kolei, pewien znany Ci z pewnością lechicki król, miał małą przyboczną drużynkę Chazarów. Ponieważ zawsze chętnie mordowali (lub po prostu męczyli) kogo tylko im wskazał, wykorzystywał ich do wykonywania kary śmierci. Ponieważ byli obcy, nie dotyczyła ich słowiańska tradycja wróżdy rodowej. A Mieszko, jako współplemieniec Lechitów był nią objęty, fakt że był władcą nic dla jego ziomków nie zmieniał. Byliśmy też często wykorzystywani przez wasze europejskie paniątka do ściągania podatków z opornej ludności lub tłumienia lokalnych rewolt chłopskich. Wygodne, prawda? To przecież my paliliśmy wioski. To my byliśmy okrutnymi potworami, a nie ci, którzy nas wysłali.
Teraz zaś poruszę kwestię weselszą nieco, mianowicie nasze podejście do alkoholu. Cóż, często dochodzi do starć na tym punkcie między nami a tutejszymi arabskimi Strażnikami Meczetów. Otóż według nas, jeśli chodzi o miód pitny, Allach zabrania przecież pić sfermentowanego soku z owoców. Inną kwestią jest fakt, że Allach nakazuje leczyć swe ciało, a cóż może być lepszym lekarstwem od dobrego wina? Jeśli więc któryś z nas słabuje, a tak zacny medykament jest pod ręką… Osobną zupełnie sprawą jest kumys. Być może nie znasz jeszcze tego słowa. Jest to po prostu sfermentowane mleko, najczęściej klaczy, ale może też być ośle, wielbłądzie lub owcze. Od Szigena Dżebego, mego Merkickiego sługi słyszałem, że w jego plemieniu znany jest sposób przerabiania kumysu w coś co nazwał „arczy”, jest to podobno bardzo mocny trunek, mocniejszy nawet od waszych likworów. Tak przynajmniej twierdzi Dżebe. Aczkolwiek uważam, że dobrze że nie mamy tu takich trunków. Zbyt dużo picia i luksusów rozmiękcza nas i zawsze prowadzi do upadku. Trzeba utrzymywać dyscyplinę, a i przypadki śmierci z przepicia wcale nie są wśród koczowników rzadkie.
Proces przekształcania się pasterzy w zbójecką ordę jest na stepach czymś zwyczajnym. Grupka pasterzy traci bydło, czy to w wyniku napaści, czy to w wyniku zarazy… Nie mają wyjścia i zaczynają grabić okoliczne ludy, najczęściej oczywiście osiadłe. Czasem, gdy zdobędą większą ilość bydła, wracają do pasterskiego trybu życia, lecz często dalej wędrują żyjąc z oręża. Rzadko kiedy jednak stan taki trwa długo. Raz jednak na dziesiątki lat zdarza się wódz, który jest w stanie zebrać i co ważniejsze *utrzymać* przy sobie wielu wojowników. Jego zwycięstwa są wielkie a łupy bogate. Jego ludzie są najedzeni, a poły jego szat są tłuste (na naszych ucztach zwyczajem jest, że goście wycierają ręce o poły szat gospodarza, im więc kto ma bardziej utytłane poły, tym więcej potrafi zebrać wokół siebie druhów, podobny zwyczaj mają Słowianie, lecz u nich przyjęto wycierać ręce w obrus, dlatego właśnie jest on niezbędny na ichnim stole, choćby i był najlichszy). Wtedy właśnie Wasze ludy drżą, lecz nie zawsze dlatego, że taki wódz *osobiście* wyrusza palić Wasze domostwa. Step jest jak tafla wody, jeśli wrzucisz odpowiednio ciężki kamień, fale mogą się rozejść na zadziwiająco wielkie odległości. Wiele koczowniczych ludów które migrowało na zachód uciekało po prostu przed niepokojem na stepach, po to tylko by samemu stać się powodem Waszego niepokoju. Kiedy zaś taki wódz wojenny wyrusza by podbijać i mordować, wtedy nikt i nic nie może stanąć mu na drodze. Nazywamy takich wodzów Bahadur. Z tego z resztą wzięło się słowiańskie słowo ‘bohater’. Sam noszę taki przydomek, nadany mi przez mych ziomków na północy, lecz nie jestem pewien czy nań zasłużyłem. Dlatego z resztą opuściłem ojczyste ziemie, chcę poprowadzić ordę do boju na najsłynniejszych polach bitewnych. Tamtejsze drobne potyczki nie umywają się do tutejszych starć. A czemu opowiadam Ci nagle o sobie? Myślisz może, że chwalę się swymi lichymi przecież osiągnięciami i wybujałymi aspiracjami? Opisuję Ci swe odczucia by dobrze pokazać motywację kierującą naszymi wodzami, tak wielkimi jak i poślednimi. Nie tyle chodzi o poczucie wielkości, wierzymy po prostu że walka i zwycięstwo są mogą nam być przeznaczone. Wódz wojenny, który odnosi zwycięstwa ma błogosławieństwo niebios. Nawet jeśli nie oddajemy już czci Tanry (zwanemu przez Merkitów Tengri), to nadal wierzymy, że niektórzy z nas są prowadzeni do chwały przez to właśnie z braku lepszego słowa błogosławieństwo. Podobne idee są wszędzie, także i wśród was, Keltoi przecież wierzą w więź swych władców z Ziemią, krzyżowcy w boskie pochodzenie władzy, a gdy spojrzeć na Wschód w dalekim kraju Ałtan istnieje koncepcja Tian Ming – mandatu niebios. Mimo, że tamtejszy lud, Han, to mali, zdradzieccy ryżożercy, to ich koncepcja jest najbliższa naszej. Błogosławieństwo Nieba można bowiem stracić, ale co najważniejsze można na nie też zasłużyć. To właśnie nadzieja na zyskanie go powoduje, że nasi wodzowie częściej niż władycy innych nacji podejmują się tak ciężkich i dalekich wypraw wojennych. Mam nadzieję, że lepiej nas teraz będziesz rozumieć.
Pamiętaj proszę Dewio, a także wy, którzym d3r dozwoli czytać te słowa, że wśród Saracenów Arabowie są tylko cząstką. Salah ad-Din jest Kurdem. Równie sławny Nur ad-Din jest Turkiem, jak i ja. I rządzi z nadania tureckiego sułtana. Na północy i wschodzie wiele naszych plemion przyjęło nauki Proroka. I wiedzcie, że będą zalewać te ziemie fala za falą… Teraz co prawda głównie jako uciekinierzy, słyszałem bowiem iż daleko na wschodzie powstał kolejny wódz, większy niż którykolwiek przed nim. I jest niestety Mongołem, wrogiem ludów tureckich… ale dość o tym póki co. Wspomnijcie proszę, iż wiele jest perskich wojowników prowadzących pospołu z nami dżihad. Pamiętajcie też, że mauryjscy Berberowie to także jest osobna nacja, o której niestety niewiele nadal wiem, choć o których pięknych budowlach słyszałem wystarczająco dużo, by przybyć do Alhambry i na własne oczy ujrzeć jej cudowność. Pamiętaj, że również niezbyt dobrze znani mi Syryjczycy, choć są semitami, wywodzą się z ludów aramejskich, nie zaś arabskich. A nawet jeśli chodzi o samych Arabów, tajemniczy Beduini różnią się także od swych dużo bardziej już osiadłych pobratymców.”
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin